top of page

Gagarin i Titow 60 lat temu do polskich harcerzy

W tym roku minęła 60. rocznica startu w kosmos pierwszych ziemian. W 1961 roku (12 kwietnia i 8 sierpnia) Gagarin i Titow ulecieli ku gwiazdom. Kilka miesięcy później harcerze z 20 WDH, wydający tygodnik “Tramp”, napisali do obu kosmonautów prośbę o wywiad.



Przed świętami Bożego Narodzenia dostali odpowiedź: 2-stronicowy list, skierowany wprost do nich i dwa zdjęcia z osobistymi autografami. Szefem “Trampa” byłem ja, wówczas już aktywny współpracownik “Świata Młodych”, który tym listem natychmiast swą ulubioną gazetę zainteresował, a ona go… wydrukowała.


Gagarin i Titow do polskich harcerzy… – początek listu


Gagarin i Titow odpowiedzieli z całą powagą 13-latkom!

"Drodzy nasi młodzi przyjaciele! Redakcja harcerskiej gazety Tramp zwróciła się do nas z prośbą o napisanie kilku zdań specjalnie dla polskich dzieci. Ochoczo wypełniamy tę prośbę..."

Nie będę się wdawał w wyjaśnianie takich niuansów jak te, że w przetłumaczonym i wydrukowanym liście wypadła nazwa mojego powielaczowego tygodnika (100 egz. co tydzień, cena: 50 gr, do nabycia w sklepiku uczniowskim) i ani słowo nie pojawiło się o inicjatorach tego kontaktu. Z moimi przyjaciółmi (13-latkami) powiedzieliśmy sobie wówczas : – Jesteśmy przecież polskimi harcerzami, więc… niech tam! Nie bądźmy małostkowi.

Żal jednak pozostał, zwłaszcza że o fakcie doniosły największe ówczesne media, począwszy od PAP, przez wszystkie gazety codzienne i niektóre tygodniki. Z czasem ten żal topniał, bo… ostatecznie zaprzyjaźniliśmy się ze “Światem Młodych” na długie lata. A ja nawet zostałem 13 lat później jego etatowym pracownikiem. Ale nie podarowałem… Wylałem to któregoś dnia Jurkowi Majce, szefowi gazety… I co usłyszałem?


– To był błąd. Trzeba było zrobić z was bohaterów…


Tyle że to już był nowy redaktor naczelny, a ja się wyżaliłem tylko dla porządku, choć on nie mógł odżałować, że ówcześni redaktorzy nie wykorzystali tej naszej historii…


Ostatni fragment listu z autentycznymi podpisamiGagarina i Titowa


Bo… jest połowa sierpnia 1961 r., kiedy drugi człowiek z planety Ziemia melduje się w kosmosie. Nasza wyobraźnia pracuje wówczas na dużych obrotach. Nie mamy żadnych zahamowań, tak jak Oni… Tak to sobie wyobrażamy. Wydzieramy więc kartkę z zeszytu w kratkę (dosłownie!) i piórem wiecznym mojego ojca, granatowym atramentem (wydawało nam się to szczególnie poważne), piszemy list, którego fragment odtwarzam z pamięci:

“Drodzy Kosmonauci! Jesteśmy polskimi harcerzami, którzy Was podziwiają. Chcielibyśmy też kiedyś polecieć w kosmos. Wydajemy swoją gazetę Tramp. Pisaliśmy o Waszych wyczynach. A teraz chcemy Was prosić o wywiad. Czy dałoby radę przez telefon?”

I ja ten telefon (prywatny) podałem. List włożyliśmy w zwykłą niebiesko-zieloną kopertę, znak wszystkich socjalistycznych poczt, nakleiliśmy znaczek, jak na przesyłkę do Grójca (w soc-stranach obowiązywała jednakowa taryfa) i wysłaliśmy!


A po kilku miesiącach zadzwonił… Gagarin i Titow!


Przez pośredniczkę. Uprzejma telefonistka upewniała się po rosyjsku czy pod tym numerem rezyduje… redaktor naczelny tygodnika “Tramp”? Oczywiście potwierdziłem, z lekka nie dowierzając. I usłyszałem:

-Towariszczi Gagarin i Titow budut otwieczat’ na wasze woprosy. Bolszoje spasibo za słowa drużby. Żdżitie pisma…


To ta koperta, charakterystyczna dla soc-stran, a w niej list i… Gagarin i Titow z własnoręcznymi podpisami


I rozmowa się skończyła. Stałem ze słuchawką w ręku, oniemiały, jeszcze przez kilka dobrych minut. Moi przyjaciele nie chcieli uwierzyć. Ale… po kilku tygodniach w mojej skrzynce na listy wylądowała niebiesko-zielona koperta, zupełnie jak nasza, zaadresowana odręcznie atramentem podobnym do tego z pióra mojego ojca, w niej zaś… Jak najbardziej poważny i autentyczny list od obu kosmonautów…

Mieliśmy po 13 lat. Byliśmy 30-osobową drużyną, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że to już nie tylko o nas chodzi. Więc pobiegliśmy z listem do “Świata Młodych”, bo przecież… itd., itd.

I to tam ukazało się jako pierwsze tłumaczenie listu. Przed świętami Bożego Narodzenia gazeta wydrukowała prezent radzieckich kosmonautów dla polskich harcerzy:


Da się jeszcze przeczytać, co mieli do powiedzenia Gagarin i Titow polskim harcerzom?


Teraz, po latach, doskonale czytamy i rozumiemy ówczesną nowomowę dwóch podniebnych bohaterów. Pewnie też nie osobiście nam odpisywali. Ale jak wytłumaczyć to, że w miesiąc po ukazaniu się listu w “Świecie Młodych” mój telefon domowy znów się odezwał, a w nim usłyszałem:

– Zdrawstwuj, moj mołodoj polskij drug. Spasibo za radost’, kotoruju ty dostawił nam swojej publikacjej w gaziecie. Zwoniu, cztoby pobłagadarit. Ja prigłaszaju tiebia ko mnie…

I połączenie wcale się nie urwało. Trwało jeszcze minutę, może dwie…


Śniłem? Nie. Na wakacje pojechałem do Arteku.


Na zaproszenie radzieckich pionierów, które przyszło w takiej samej zielono-niebieskiej kopercie, ale moc miało urzędową. Gagarina tam jednak nie spotkałem. Ani Titowa. Szczęścia byłoby za wiele. A może po prostu ktoś się tam zorientował, że to był tylko (?) harcerski tygodnik 20 Warszawskiej Drużyny Harcerzy “Tramp”, w nakładzie 100 egzemplarzy, drukowany na spirytusowym powielaczu? Dla nas jednak, 30-osobowego grona przyjaciół, to zdarzenie sprzed 60 lat było PRZYGODĄ ŻYCIA. I żaden IPN nam tego nie odbierze.


Wojtek słuchał mnie, jak bajki o żelaznym wilku. Ale przed radziecką kapsułą kosmiczną w Muzeum Techniki Wojskowej sfotografować się dał…


A to wszystko opowiadam ja, Wojciech Pielecki (72), wspominając swoje 13-letnie wcielenie i swój pierwszy dziennikarski sukces! Zaś mój dosłowny imiennik (wnuk Wojtek P.) powiedział mi po tych zwierzeniach:

– Ja to, dziadek, musiałbym chyba do Elona Muska pisać. Tylko niech ktoś na tego Marsa wreszcie poleci…

Wojtek ma 11 lat… A co będzie za dwa? Za trzy? Kto wie?

bottom of page